poniedziałek, 6 września 2010

Kobaltowy merynos skończony

Więc się chwalę:) Wygląda tak:


Włóczka to Merinos fine firmy ISPE - nie powiem, trochę się z nią męczyłam. Jest bardzo cienka, do tego jeszcze naciąga się w robocie. Z tępymi drutami nie ma co do niej startować. Uratowały mnie KnitPro nr 3,25. Ale za to jak teraz na to patrzę, to widzę, że zdecydowanie było warto:)

Szal jest niesamowicie miękki i delikaty, bardzo lejący. Kolor ma zdecydowanie obłędny - a już na czarnym tle wygląda po prostu rewelacyjnie. Można go zapętać na szyi (jako cienki szal wiosenno-jesienny) albo zarzucić na ramiona jako dodatek do małej czarnej.


Po zblokowaniu ma prawie dwa metry długości (co w trakcie i na mokro było lekko problematyczne z powodu braku odpowiedniego miejsca). Za to druga rzecz problemu nie zrobiła, bo nie trzeba jej było blokować. Wręcz przeciwnie, w tym przypadku blokowanie jest totalnie niewskazane:)

Zimno się robi, szyje marzną, a że nie każdy lubi szaliki, zabrałam się za neckwarmery, zwane u nas kominami. No dobrze, kominy przeważnie są wyższe i można w nich schować całą głowę - a ten jest zdecydowanie naszyjny:


Druty nr 3,5, niecały motek Lavity od Madame Tricote (która podobno zbankrutowała - a szkoda), wzór... No cóż, z wzorem mam pewien problem. Tzn. nie tyle z wzorem, co z jego nazwą. Jakaś wersja patentowego? Ściągacz angielski? Nie wiem - wiem za to, że to pierwszy wzór jakiego się nauczyłam po ogarnięciu różnicy między oczkiem lewym a oczkiem prawym:) A miałam wtedy niecałe 10 lat. W każdym razie robi się to jak ściągacz, tylko prawe przerabia się rząd niżej. Dzięki temu ściągacz jest bardziej wypukły i puchaty.



Ten wzór doskonale nadaje się na wszelkiego rodzaju szale - zwłaszcza z puchatej włóczki. Wtedy człowiek ma wrażenie, że właśnie zawinął się chmurką:) Nawet jeśli to chmurka burzowa - tak, na drutach mam już kolejny, tym razem w kolorze morsko-sztormowym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.